Wpis 2020-10-31, 08:32
Prezes chce wojenki. Chwilowo domowej. Od lat budził upiory i ładował Polskę złą energią. Będzie tę wojenkę miał. Ale jej nie wygra. Ani on, ani nikt inny. Wojny domowej żadne społeczeństwo jeszcze nie wygrało.
Ten numer jest stary jak państwo i polityka. Zła władza psuje kolejne sfery życia. Trwoni pieniądze. Rządowe posady obsadza partaczami. Ściąga zagrożenia. Rozwala instytucje.
Złe skutki z czasem się kumulują. Narastają problemy, niezadowolenie, protesty. Propaganda przestaje być skuteczna. Kupować poparcia nie ma za co.
Wreszcie władza ulega złudzeniu, że tylko wojna może ją uratować. Wojna domowa nie gorzej niż światowa. Kryzys zamienia się w katastrofę.
Generał Clausewitz odkrył, że wojna to polityka kontynuowana innymi środkami. Wojny domowej dotyczy to tak, jak każdej. Albo nawet bardziej. Bo wygrać wojnę z jakimś innym państwem jednak trzeba umieć.
A poszczuć ludzi na siebie i posłać armię lub zmilitaryzowaną policję przeciwko cywilom potrafi każdy głupek, który się dorwie do władzy.
W zasadzie zwłaszcza głupek, bo rozsądny polityk rozumie dwie rzeczy.
Po pierwsze każdy, kto tak robi, odchodzi w niesławie i w niej pozostaje na wieki - nawet jeżeli przejściowo powiększy swoją władzę.
Po drugie, władza, która dopuszcza do wojny domowej, morduje swój naród i wydaje go na pastwę innych. Historia Europy zna masę takich przypadków. Trudno znaleźć inne.
Nie wiem, jaki plan ma Jarosław Kaczyński na tę wojenkę domową. Teorii jest masa. Ale przecież nigdy się nie dowiemy, co działo się w jego głowie. Nie warto więc się tym zajmować. Bo mamy na głowie dwóch śmiertelnych wrogów - wirusa i samych siebie. Musimy się ratować.
Już dziś wiadomo, że do końca roku takich chwilowo przemilczanych pośrednich ofiar niezbornej reakcji władz na pandemię będzie kilkadziesiąt tysięcy.
Jeśli doda się zmarłych na COVID, którzy mogli żyć, gdyby władza rządziła inaczej, łącznie jesienią 2020, czyli w pierwszych trzech miesiącach tej fali pandemii, niepotrzebnie umrze w Polsce całe spore miasto powiatowe.
Dlaczego Kaczyński plecie o końcu narodu polskiego, jaki znamy? Dlaczego akceptuje tworzenie paramilitarnych bojówek?
Gdyby Kaczyński chciał chronić nasze życie, to widząc, co w czasie pandemii dzieje się na ulicach i jakie są emocje młodych, zabrałby tę kość jak najprędzej.
Nie wnikam, dlaczego Jarosław Kaczyński sądzi, że ta wojna jest teraz potrzebna. Dlaczego podgrzewa nastroje, wzywając do obrony kościołów, którym nic poważnego nie grozi?
Dlaczego plecie o końcu narodu polskiego, jaki znamy? Dlaczego akceptuje tworzenie paramilitarnych bojówek? Dlaczego woli wyprowadzać wojsko na ulice, gdzie będzie zarażało siebie i cywilów, niż użyć go do wsparcia służby zdrowia?
Dlaczego podjudza ludzi swoimi wystąpieniami? Dlaczego zamiast szukać dialogu z protestującymi, straszy ich prokuraturą i sądem. Dlaczego zamiast opróżniać więzienia, jak robią w wielu krajach, by zmniejszyć ryzyko zakażeń, planuje zamykać w nich i jeszcze bardziej narażać na śmierć młodych demonstrantów?
Prawdziwych bomb nikt szczęśliwie jeszcze nie podkłada. Ale jeśli władza będzie bardziej radykalnie działała, to część protestujących też się zradykalizuje.
Krupiak nie zapowiada, co zrobi. Opisuje logikę procesu, czyli to, co ktoś może zrobić. Władza to oczywiście rozumie i wiele wskazuje, że przynajmniej jej część świadomie do tego prowadzi.
A po drugiej stronie liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, których dotyczą groźby Prokuratury Krajowej, deklarują, że liczą się z represjami i są gotowe ponosić ofiary. Nie tylko one tak teraz "myślą, czują, decydują".
Czyli będzie wojna. Oczywiście te setki tysięcy młodych, którzy protestują, nie palą się do tego, by ginąć. Ale to nie znaczy, że jeśli władza aresztuje liderki, to protesty się skończą. Nawet "Solidarności" nie udało się zniszczyć, aresztując liderów, a ten ruch jest dużo bardziej zdecentralizowany, spontaniczny i nieformalny.